Niebezpieczny....kłosek

Słysząc, że coś jest niebezpieczne i wiążąc to niebezpieczeństwo z psami, w pierwszj kolejności można pomyśleć na przykład o patyku.



Rozgorzała na nowo dyskusja, wraz z udostępnianiami postów, w których ostrzega się psiarzy, przed rzucaniem tej popularnej i naturalnej "zabawki". W tym miejscu mogłabym negować takie zachowanie, jednak nawet ja sama nie raz posunęłam się do używania patyków jako nagrody za wykonanie zadania. Rozwiązaniem jest noszenie zabawek zawsze przy sobie, na przykład szarpaków wszytych do smyczy, które znajdziecie u masterdog'a

Jednak oprócz patyków, które potrafię uszkadzać dziąsła, poliki, a nawet przełyki, niebezpieczne może się okazać także zboże, a dokładnie.....kłosek.

Kohi należy do psów, które wręcz uwielbiają skubać trawę i inne takie wystające źdźbła. Większość osób, takie skubanie identyfikuje z zatruciem organizmu i chęcią oczyszczenia żołądka od szkodliwych substancji. Są tez psy, takiej jak Kropka, które dodatkowo lubią skubać trawę zamiast się napić.
Kohi dodatkowo lubi jeść trawę o tak z nudy. Niestety nuda nie ma nic wspólnego z przystankiem  spacerze. Potraf w locie coś urwać.

Nie miałam nic przeciwko i nie mam. Jednak teraz ingeruje w to, co je mój pies.

Ten post ma na celu przestrogę i pokazanie Wam wymiaru niepożądanych skutków.



Pewnego dnia, spacerowaliśmy jak zawsze w naszych ulubionych polach. Kohi skubał, obydwoje biegali za piłeczkami. Po powrocie ze spaceru, wszystko było w porządku, apetyt, chętnie pił. Nic się nie zmieniło, jednak pojawiała się chęć wymiotowania czegoś. W ostatnim czasie nie zjadł nic, jednak wymuszanie wymiotów pojawiło się także następnego dnia. Od razu z rana pojechałam do weterynarza. Zazwyczaj nie panikuję, ale utrzymywanie się takiego stanu kolejny dzień było już dziwne.

Opowiedziałam cały nasz poprzedni dzień. W pysku nic nie znaleźliśmy, na początku przełyku też czysto. Diagnoza została postawiona na zatoki, w których zalegała wydzielina. Poprawiło się, leki przeciwzapalne na kilka dni. Jednak następnego dnia kolejna wizyta, bo nagle Kohi chciał pić, ale coś go przed tym postrzymywało. Najgorsze we wszystkim, ze on uwielbia pić. Pije kilka misek dziennie w normalną pogodę, a przed nami było gorące lato.

Kolejna wizyta ponownie nic nie wykazała, dostaliśmy kolejne leki przeciwzapalne.
Wieczorem kolejna wizyta. Cały język spuchnięty, ból. Nie miał możliwości picia, bo nawet jeśli to język sztywny, woda się wylewała bokiem, upał...

Znaleźliśmy kłosek, grubości cienkiego ludzkiego włosa. Postanowił być miły i wbić się tworząc przetokę. Troszkę krwii, jednak to nie on wywołał opuchliznę. Podstawowe pytanie brzmiało, czy jest tego więcej, a jeśli jest, to gdzie? W przełyku?

Nagłe wizyty u specjalistów, usg i strach przed endoskopią. Po przygodzie z zębami obiecałam sobie chronić go przed nie potrzebnymi znieczuleniami i  narkozą.
Na usg widać było ciało obce w wielkim worku z płynem, który nam urósł pod brodą. Kamień z serca, że to nie ślinianka sama w sobie, ale oczywiście groziło, że jeśli stan się nie zacznie poprawiać, będzie potrzebna narkoza, cięcie guli i porządne jej czyszczenie.



Przez około 2 tygodnie, staliśmy się stałymi bywalcami naszej przychodni. Co dwa dni wyciąganie nagromadzone ropy i innych płynów. Ciągle leki przeciwzapalne i proszenie, aby przeszło jak najszybciej. O ile nie przeszkadzało to w żaden sposób już w codziennym funkcjonowaniu, o tyle wizyty przestały cieszyć, a wręcz przeciwnie, były największa zmorą.

Na szczęście w naszym przypadku po prawie miesiącu ustąpiło, usunięcie ropy, nie powodowało jej namnożenia z powrotem, zaczęło ustępować. Obyło się bez narkozy i tym podobnych przygód, jednak strach był przeogromny.

Ku przestrodze! Pilnujcie swoich skubiących przyjaciół, bo sezon już w pełni! :)




Komentarze

Popularne posty