Chorwacja okiem psiarza vol 2.


Jak część z Was pewnie wie, zafascynowani Chorwacją udaliśmy się w ponowną podróż rok później. I chociaż mowa o zeszłych wakacjach, bo tegoroczne planujemy w nowych miejscach, tak w końcu postanowiłam, by nasze kolejne chorwacko-psie inspiracje ujrzały światło dzienne!

A co, w końcu wakacje trwają, a Wasze szalone podróże być może dopiero narastają!

Inaczej niż podczas naszej pierwszej podróży,
udaliśmy się na Chorwację trasą przez Czechy, Austrię i Słowenię, aż po Chorwację!





Nauczeni doświadczeniami i spragnieni eksplorowania nowych terenów postanowiliśmy zrobić międzynocowania. Tak, Grzesiek mówi tak, a ja wybieram, więc ze zdjęć postawiłam na Bled, którym się zafascynowałam, a gdy zobaczyłam tylko, że jest na Słowenii nie potrzeba było mi wiedzieć nic więcej!

Bled to małe miasteczko w zachodniej części Słowenii. Plotki głoszą, że jadą z Polski w stronę Bledu jeszcze w Austrii napotkacie w Villach płatny tunel (bodajże 8 euro - chyba). Nie potwierdzę, ani nie zaprzeczę Wam tej wiadomości, bo postanowiłam być mądrzejsza niż GPS (nie chcąc przypadkiem wjechać do Włoch) i tak zwiedziliśmy większą część Słowenii od Lubljany począwszy.

Nie mniej jednak to piękny kraj z parcourem agilitowym przy autostradzie :P - takie zboczenie! :)

Sam Bled jak już wspomniałam to małe miasteczko z jeziorem w centrum, które tworzy jedną z ważniejszych jego atrakcji. Dodatkowo na jeziorze znajduje się wyspa, na która można dostać się łodziami - jednak my z psami nie próbowaliśmy! :)

W jeziorze można się kąpać, chociaż cisza i spokój otaczająca jezioro nie dodała nam odwagi by wykąpać w nim również pieski!

Spacerując w okolicy jak szaleni (mieliśmy tylko jedno popołudnie i ogromne chęci) bałam się, że z trojką psów wyglądamy dziwnie - jednak moje obawy rozwiał Pan z koniem na polanie wśród plażowiczów, a także inni psiarze, którzy swojemu mopsowi kupili loda :D

To co przykuło również moją uwagę, to wiele, naprawdę wiele narodowości, w tym m.in. pozakrywane muzułmanki i o ile nie mam nic do innych narodowości, tak ciut mnie zmroziło ;)

Dotarliśmy również do miejsca (spoko nie jest to trudne :P), które można podziwiać po wpisaniu w wyszukiwarce nazwy miasteczka! <3



Tak, jak widzicie bardzo jestem zafascynowana tym miasteczkiem, ale czas oczywiście na niesamowity nocleg! Postawiliśmy na polecony przez znajomą camping Sobec, na który mamy nadzieję kiedyś wrócić!

Camping to duży kompleks z restauracją, bungalowami, basenem, namiotami, miejscem na kampery itp itd,  liczne ściezki rowerowe, super toalety! Generalnie żyć nie umierać!

A właśnie jeśli mowa o umierać, to nie trzeba z tego campingu wychodzić bo położony jest nad lodowatą co prawda i mega rwącą, ale rzeką Savą, przy której mają własną małą plażę! :)

Oczywiście psy mile widziane, chociaż coś tam za nie płaciliśmy.

Minus - do Bledu trzeba udać się rowerem, lub jak z psami samochodem, gdzie dalej parkingi oczywiście są płatne w parkomatach! :)





Dalej nasza podróż ciągnęła się w ulewnym deszczu o poranku w stronę Chorwacji. Im bliżej granicy tym witało nas więcej słońca! Jupi. Pamiętam to jak dziś, kiedy upał 28 stopni uświadamiał nas, że jest zimno i będzie tylko cieplej :P

Tym razem całą trasę pokonaliśmy autostradą, by już nie męczyć naszych oczu jak poprzednim razem. Nocleg, który znaleźliśmy to był prywatny pokój z ogrodem i tarasem, w centrum Makarskiej (szukajcie na bookingu a znajdziecie)!

Marianna to była wspanial kobieta, która nawet po nas przyjechała na poczatek miejscowości, a jej dzieci zabawiały nasze psy, które tam mieszkały za darmo!

Do centrum mieliśmy do pokonania małą górkę w góre i w dół! Ah - nie liczcie, że w Makarskiej przejdziecie po płaskim, chyba że mowa o promenadzie :P

Plaża, która polecaliśmy Wam przy poprzednim wypadzie w Tucepi, niestety nie jest już osiągalna, ponieważ w rok chorwaci wyremontowali opuszczony przez lata i całkowicie zniszczony hotel, który zawładną plaże.

Nie martwcie się! Znaleźliśmy nową! :D
Wiecie, że lubimy dzikie odludzia, tak więc zaparkowaliśmy na dzikim parkingu w okolicy Hotelu Jadran (podobnie lokalizacyjnie tylko ciut wyżej przy parku leśnym) i tam szutrową ścieżką na górę by chwile podziwiać panoramę Tucepi, a następnie przez wydeptaną ścieżką przez spalony las (w tym roku pewnie już nie będzie pachnial spalenizną, ale pewnie nadal straszą czarne, spalone drzewa)

Na samym dole jest jedna większa plaża i skałki. Polecamy <3





W temacie miejscówek na miejscu, to co prawda w centrum Makarskiej zaroiło się od oficjalnych tabliczek z zakazem przebywania z psami (zastanawiam się tylko kto na tak zatloczone plaże chodził z psem... jak nawet dla nas to nie była przyjemność). Nie ma jednak tego złego, ponieważ Makarka zadbała o pieski i stworzyła psią plaże. Co prawda znaduje się na końcu miejscowości przy plaży naturystów... ale rejon tak czy siak ladny (i nie mowie tutaj o nagich cialach :P). Dodatkowo dla leniwych jeździ praktycznie pod sama plaże makarska kolejka :)

Oprócz siedzenia na miejscu, zwiedzaliśmy również - moja ulubiona część wakacji :D
Tym razem poniosło nas do miejscowości Omis. Fajna, mała malownca miejscowość z rzeką Ceciną. Super miejsce dla osób chcących się po wspinać się na skałkach. Na spacer z psem średnio - brak miejsca gdzie mozna je spuścić, droga, asfalt, mało zieleni i cienia.
Plaże za to piękne szerokie i piaszczyste jednak również z zakazami przebywania z psami.





Kolejny nasz przystanek i pomysł na to był Split, jednak byliśmy mocno nie przygotowani.. Na podbój wybraliśmy sobie duży park w centrum, ktory okazał się jeszcze większy i przespacerowaliśmy się nim może jakies 300m - zwlaszcza, że tego dnia upał był nie do zniesienia nawet w cieniu. Zwiedzanie wybrzeża Splitu zakończyliśmy objazdówką, zdjęciem pt "love Croatia" i utęsknionym przez, nie ktorych McDonaldem (wiecie jak cudowonie smakuje za granicą? Najlepszy jaki jedliśmy był w Austrii! Mega




Nastawiona optymistycznie do nowych doznać, zapragnełam poszerzyć także horyzonty o Bośnię i Hercegowinę i tutaj ciut będzie przydługawo, ale mam nadzieję, że interesująco! :)

Zacznę od opowieści o samym kraju. Naczytać można się o minach na poboczach i o ciut zacofanym ubogim kraju. Na minę nie natrafiłam - jak widzicie, ale specjalnie zatrzymywaliśmy się tylko w wyznaczonych miejscach. Wbrew temu co wydaje się na mapie, nie ma tam (jadąc z Chorwacji -Makarkiej), dróg ani szybkiego ruchu, ani płatnych autostrad. Mało kto mówi po angielsku, a płacić można serio czym popadnie - przykład za chwile.

Zanim udaliśmy się w podróż, próbowaliśmy rozszyfrować również zagadkę tajemniczego ubezpieczenia, skoro nie mieliśmy "Zielonej karty". Pamiętajcie, że w większości przypadkach taka karta wydawana jest u ubezpieczyciela za darmo, trzeba o nią poprosić, i nie jest zielona. My jej nie mieliśmy...
Ubezpieczenie drogowe obowiązkowe w Bośni na wypadek nawet przypadkowej kontroli drogowej (nie mówiąc o ewentualnych kolizjach), to druczek, który kupi się na przykład w budynku przy granicy pełnym policji o wdzięcznej nazwie "Terminal". Przypuszczalibyście? My nie...

Odwiedziliśmy stację, gdzie zostałam wyśmiana - ale Pan rozumiał angielski i pojechaliśmy w Bośnie, zjadając krocie Internetu - Bośnia nie jest w Unii ;) - pamiętajcie o tym!

Rozum podpowiedział wrócić na granicę i szukać ubezpieczenia, a jak nie odpuścić wycieczkę. W "terminalu" ktoś w końcu rozumial angielski, a dalej polski i tłumaczył na ichniejszy. A dalej płatność kunami chorwackimi zakończyła się wydaniem reszty w euro, przy ich walucie markach ;)

Uf! Pojechaliśmy dalej i chociaz religijni mega nie jesteśmy, to na mapie pojawiła się Medzugorje. Z psami oczywiście ciężko, ale wymiennie przeszliśmy się zobaczyć Bośniacką Jasną Górę - oglądnijcie! Moze drugi  raz takiej okazji mieć nie będziecie! :)



Punkt najważniejszy Mostar! Już sam wjazd do miasteczka zapiera dech w piersiach - musicie zobaczyć! Taniocha jak się patrzy, a do tego miejsce wielu kultur. Nowoczesność przedzielona Starym Mostem kumpluje się tutaj z ich tradycją. Po jednej stronie impreza, a po drugiej modlitwa w meczecie! Cudo!
Po prostu musicie tam być!




Jeden z Bośniackich spontanów to wodospady Kravica. Mocno przypominające Plitwickie Jeziora, ale też i wodospad Krk, tyle, że dużo mniejsce, mniej zaludnione oraz z możliwością nie tylko kąpieli, ale wręcz dotknięcia wodospadu, co nie było w takim zakresie możliwe w powyższych pomysłach na!




W drodze do malowniczej Bośni, polecamy również zatrzymać się w chorwackiej miejscowości Imotski, która słynie z niebieskiego i czerwonego jeziora,





Ostatnia inspiracja to rejs statkiem! Tym razem popłyneliśmy na wyspę Korculę na miejscowości o tej samej nazwie! Cóż? warto i można z psami gratis znowu! Do tego jak zwykle pyszne rybki na statku, dla mlodych lemoniada, a dla starszych wino ;). Dodatkowo dla lubiących skoki do wody, mała przerwa na wodną zabawe ze skokami do wody! :)




Wakacje na Chorwacji? Co zobaczycie? Pochwalcie się swoimi zdjęciami i jak Wam się podobało! A my ruszamy już w poniedziałek na podbój Włoch!





Komentarze

Popularne posty