Italian dream

Post postanowiłam podzielić na kilka części, bo inaczej z moim rozwleczonym stylem pisania, byłby przy długawy. Podział będzie na dojazd do, czas w, oraz powrót :)

Zaczynamy!

Ci co mnie znają, wiedzą, że uwielbiam podróżować. Włoskie wakacje marzyły mi się już conajmniej od pierwszej podróży do Chorwacji, chociaż myśli sporadyczne pojawiały się częściej. Chwała Bogu, że zeszłoroczne Mistrzostwa Europy w Agility odbywały się we Włoszech! To pomogło mi przekonać moją połówkę do tegorocznych wakacji w innej części Europy, ale luzik...łatwo nie było i spięcia się pojawiły.

Sam wyjazd trudny nie jest, podobnie jak do Chorwacji, a nawet bym powiedziała, że prościej, należy mieć ważne szczepienia przeciwko wściekliźnie psiaków, oraz wyrobiony paszport (ustawowy koszt 100 zł). Pamiętajcie jednak, że by paszport był ważny psiak zaszczepiony musi być już po jego wyrobieniu (zaplanujecie sobie to wcześniejszej, nawet w zimie), a psiak musi być oznaczony wszczepionym czipem.

Spytacie czemu prościej, przecież nie którzy z Was to wiedzą. Po prostu jedziecie przed siebie, ponieważ przejechać musicie przez Czechy i Austrię w stronę Włoch, a wszystkie te kraje są w strefie Schengen, także jak śpiewał klasyk "keine Grenzen" :)

No dobra, tyle teorii, czas na nasze wakacje, chociaż bardziej ma ten post na celu zainspirowanie Was na obecne lub przyszłe podróże.


Pierwotnie nasze wakacje miały wyglądać klasycznie, czyli miejsce docelowe, kilka wycieczek i powrót, jednak postanowiliśmy nacieszyć się bardziej miejscami gdzie będziemy i nie spieszyć się do Toskanii i tak 3 pierwsze noce spaliśmy w samochodzie.

Sypialiśmy na stacjach, gdzie sami z takim pomysłem nie byliśmy. Pierwszą noc spędziliśmy w Austrii gdzie warto pamiętać, że większość toalet (nie wszystkie) są płatne zazwyczaj 0,50 euro. Podobnie jest z prysznicami, jednak ich znalezienie trudne nie jest! Baa! Jak się szybciej pozbieracie niż my, to za te około 4 zł to umyjecie się nawet we dwie osoby co najmniej i to nie razem :)

Minusem takiego spania w lecie jest fakt, że jest gorąco i szybko auto się nagrzewa, pomimo schłodzenia klimą i spania przy otwartych oknach. W końcu oprócz nas były jeszcze 3 futra i bagaże!

Żeby ten minus Was nie zniechęcił, śniadania możecie sobie stworzyć z cudownym widokiem, lepszym niż na niejednym kempingu! :)



Zanim jednak dotarliśmy do tych miejsc zwiedziliśmy planowaną już od zeszłego roku Ścieżkę w obłokach w Dolni Morava (Czechy)
Mieszkańcy małopolski tak jak my, trochę km tam mają do przejechania, pomimo, że miejscowość i ścieżka mocno graniczy z Polską, jednak na wysokości Wrocławia.
Parkingi w tym miejscu są darmowe, zaparkowaliśmy na pierwszym i udaliśmy się na krótki spacer z stronę kolejki. Oczywiście można na szczyt Śnieżki wyjść na piechotę, jednak my nie mamy kondycji alpinisty, a z moją astmą takich wycieczek nie ryzykujemy. Kocham biegać i sporty, jednak czasem muszę wybierać. 

Dla takich jak my jest wyciąg krzesełkowy, którym można udać się na szczyt z psami! Ciut to niebezpieczne, zwłaszcza mając więcej psów, lub większe stworzenia, ale super, że taka możliwość istnieje. Problem jednak pojawił się u nas z lękkiem wysokości, który G wiemy, że ma, u mnie się objawił, Kropka nie patrzyła nigdzie tylko skrywała głowe w mojej koszulce, Pixie chciała koniecznie zobaczyć co jest na dole. Obronną ręką wyszedł Kohi, który nie dość, że grzecznie siedział całą trasę (ok 10 minut), to jeszcze napawał się widokami i rześkim powietrzem.



Na szczycie znajduje się w końcu ścieżka. Ogrom stalowych lin i ścieżek, na które psiaki wstępu już nie mają, ale nie ma się co dziwić. Spora ilość osób, dość wąsko, nie którzy mają problemy z wysokością :P, oraz mocny wiatr. Nie macie się co martwić, pod wejściem na ścieżkę, znajdują się ogromne klatki dla psów. Tak duże, że nasza trójka się zmieściła w jednej, a jeszcze mogli zaprosić kumpli. W każdej klatce znajduje się miska. Klatki są darmowe, chociaż dla potrzeb zamknięcia trzeba tam wrzucić korony, ale luzik - też nie mieliśmy. 5 zł też blokuje zamek i można przekręcić kluczyk i go zabrać! :)

Na szczycie ścieżki widoki są już oczywiście w pełni niezapomniane, a dla odważniejszych na ścieżce znajduje się zjeżdżalnia, tunel łączący piętra oraz siatka, na której można się położyć i podziwiać niebo. 


Powinniście spytać, jak zjechaliśmy na dół, skoro wyjazd dla nas był wyzwaniem? Okazuje się, że w sandałkach, bez przygotowania da się zejść stokiem :D. Co prawda zakwasy mieliśmy kilka dni i psy chyba też, bo stok dość stromy, ale to była jedyna ścieżka, która znaleźliśmy i która prowadziła na dół.

Następnym odwiedzonym punktem było ZOO w Salzburgu, bo skoro już zmieniliśmy plan wakacyjny, pomyślałam, że w Krakowie nie dane nam jest wybrać się znów do zoo, a jak znalazłam "prawie" na trasie zoo, gdzie można wejść z psami, długo się nie zastanawiałam! :)

Wejście psów do zoo jest płatne około 2 euro/pies. Mało? Dużo? Warto!
W środku możecie spotkać licznych zwiedzających ze swoimi pupilami, spotkacie zwierzęta poza kratami, jak skaczące na lianach małpy, misie, kozy, czy myszy W DOMU!



A co polecamy najbardziej?

Dla psów jaki Pixie - uśmiechające się kozy


Dla psów typu Kropka - pieski preriowe oraz żółwie


Dla Kohusiów licznie rozstawioną wodę



Nas za to urzekł widok z "domku" zebr

Zoo samo w sobie duże nie jest. Posiada w środku liczne ławeczki, na których można odpocząć. Do pomieszczeń ze zwierzętami, nie można wchodzić z psami, jednak przy każdym jest miejsce gdzie zostawić psiaka, chociaż my po prostu się wymienialiśmy.
W zoo także coś zjecie i się napijecie. Jest dostępny również parking nie limitowany czasowo i darmowy dla zwiedzających zoo. Przy wjeździe należy pobrać bloczek i zaraz przy kasie, znajduje się automat, do którego należy włożyć i odraz odebrać bloczek i cieszyć się chwilami :)

Z Salzburga wybraliśmy dalej drogę dość krętą i jednopasmową w stronę Włoch. Google proponowało nam jazdę przez Niemcy, ale ile widoków byśmy stracili?
Czasowo się nie opłaca, ale czas mieliśmy. Góry, lasy, bystre strumyki, oraz wodopady, które widzieliśmy to nasze! Szczęka Wam opadnie i spokojnie wierzcie w alpejskie widoki w filmach i na reklamach - one istnieją naprawdę! 


Tam, gdzie widzicie już upragniony napis Italia, krowy chodzą po wąskiej Twojej drodze i patrzą Ci prosto z twarz, gdzie jezioro gdzie wspomniane krowy i Wy kapiecie się razem jest przymusowy czas oczekiwania! Przejście graniczne znajduje się w wysokich górach w parku narodowym na terenie Włoch. Z tego miejsca rozpościerają się kolejne cudowne widoki, krowy dają się głaskać, a Ty czekasz bo kolejna wąska i mega kręta droga jest otwarta jedynie 15 minut w ciągu godziny w jedną stronę :)
Wtedy stało się jasne, co wcześniejsze znaki oznaczały, czemu wielu przed nami się nie spieszyli i czemu tak wiele osób było na okolicznych szlakach :P


Pomiędzy pieskami znajduje się jezioro Anterselva, kolejny nasz punkt. Z tego co wiem, przy jeziorze znajduje się część wydzielona dla plażowiczów z psami, jednak jedyny parking dla takich jak my przejechaliśmy, bo tak byliśmy podekscytowani samym przejściem granicznym, także polecamy Wam sprawdzić! :)
Nie ma jednak tego złego, pojechaliśmy dalej zdobywać wcześniej Dolinę Prato Piazza. O tym jak tam dojechać poczytacie tutaj


Dojechaliśmy na miejsc około godziny 17, co pozwoliło nam na wjazd na górę. Sam wjazd sporo zajął i szczerze mając z jednej strony kamyki, które nie tak dawno chyba spadały, wąską ścieżkę, na której mijam się co jakiś czas z autobusem, oraz przepaść, miałam ochotę się wrócić na jednej z kilku "zatoczek". Na moje szczęście tuż za rogiem pojawił się parking, który dla nas był całkowicie darmowy, osób było nie wiele i bez problemu spuściliśmy psiaki, wybiegaliśmy, a potem napoiliśmy w małym wodospadzie.


Nie daleko doliny, znajduje się podobno piękne jezioro, które polecono nam niestety na koniec wakacji więc nie dotarliśmy, ale zostawiamy Wam pomysł do zobaczenia, zwiedzenia i sprawdzenia czy z pieskami można - Jezioro Misurina

Kolejne piękne widoki znaleźliśmy tuż obok popularnej Gardy, którą podziwialiśmy najpierw z góry, a potem wzdłuż trasy tuż przy jeziorze - kawa nie była mi potrzebna! Kolejne potwierdzenie, że czasem warto NIE wybrać autostrady!


My oryginalnie wybraliśmy ukryte w górach jezioro Tenno, na którym plażując rano byliśmy jedyni! Ogólnie jezioro posiada wyznaczony punkt do plażowania z psami, wysepkę, na której nie którzy urządzili sobie namiotowy camping <3 oraz ścieżkę wokół jeziora idealną na spacer :)


Samo jezioro jest prześliczne z cudownym kolorem wody. Niestety na około trudno o koszt na śmieci by wyrzucić np psie odchody. Mimo to jednak jest bardzo czysto. Wracając do jeziora, pływają w nim rybki, woda jest przyjemna, ale jest raczej głębokie - przynajmniej blisko brzegu tam gdzie siedzieliśmy szybko było głęboko :) Dla wrażliwych - zabierzcie buty do wody, bo plaża jest kamienista. Nasze pieski pokochały jezioro tak samo jak my :)



Tego samego dnia zjechaliśmy niżej do parku narodowego Cingue Terre - inna nazwa to 5 Terre, ponieważ park znany jest z 5 przybrzeżnych miasteczek. Każde z nich osadzone jest na skałach i zadziwia kolorowymi domkami. My wybraliśmy Manarolę.


Tak potwierdzam, że miasteczko jest mocno zatłoczone. Przewodniki polecają zwiedzać cała okolice pociągiem. Z informacji, które uzyskałam kontaktując się z "informacją" parku, pociągiem można podróżować z psiakami. Wstęp do parku jest płatny i oczywiście bardziej opłaca się w wersji z pociągiem ALE.

My postanowiliśmy zaryzykować i pojechać jednak samochodem. Manarola posiada ograniczoną ilość parkingową dla turystów przy wjeździe do miasta. Wjazd do centrum jest zabroniony i nawet jakbyście próbowali to znajdują się tam szlabany. Znaleźć miejsce jest bardzo trudno, pomimo, że przybyliśmy tam koło 17. Po kilku rundkach i oddaniu okazji innym... znaleźliśmy swoją, gdzie miła para taka jak my, nie dość, że spieszyła się by nam zwolnić miejsce, to jeszcze otrzymaliśmy od nich bilet parkingowy, którego nie wykorzystaliśmy.
Cena za niego wynosila 20 euro (opłata dzienna), nie mam niestety pojęcia czy jest opcja wykupić tylko godzinę.

Już schodząc do miasta budynki zachwycają. Zostawcie jednak trochę siły na powrót, bo w dół idzie się super, ale potem trzeba wyjść :)


Oprócz spaceru promenadą miasta, poszliśmy przespacerować się również znaną Ścieżką Miłości (Via Dell'Amore), która niestety jeszcze do przyszłego roku nie poprowadzi Was do Riomaggiore. Powodem jej zamknięcia są spadające kamienie, jednak fragment z Manaroli tak czy siak jest piękny i zachwycający. Wejście na ścieżkę jest darmowe, fragment krótki i łatwy do pokonania przez każdego. Do ścieżki z centrum Manaroli dochodzi się tunelem pieszym gdzie przechodzi się także koło stacji kolejki w Manaroli (bardzo duży tłum). 



Dodatkowo warto zwrócić na fakt, że oprócz parkingu wejście do całego miasta, czyli trochę jakby do parku były darmowe. Płatne jest wejście na ścieżki parku, jednak my w sumie nawet nie planowaliśmy ich zwiedzania, przynajmniej tym razem :)
 
Miejsce to jest warte odwiedzenia wszystkim, a zwłaszcza miłośnikom chorwackiej Makarskiej - tym planem kupiłam uznanie G i całkowicie przekonałam już do swoich pomysłów wakacyjnych! :)

Po tych krajobrazach nie pozostało nam już nic innego jak jechać w stronę noclegu, jednak nie mogło być szybciej niż zwiedzając Lukkę i Pizę, bo były lepiej niż po drodze! :)


Pierwszą na trasie mieliśmy Lukkę, wspaniale miejsce, gdzie trafiło nam się, lub tak jest, że było mało turystów i bardzo luźno. Ze spokojem przespacerowaliśmy się po starym mieście, a sam parking nie pozbył nas ostatnich drobnych. W ścisłym centrum za murami obronnymi, oprócz budynków dotrzecie również do parku, w którym dodatkowo znajdziecie wiele psów, a i może będziecie mieć okazje spotkać tam agilitowy team jak my! Koszulki nie da się podrobić :)



Dodatkowo Lukka skradła nasze serce wieloma kranami, z których można było napoić siebie, psy, czy zmoczyć kamizelki.






Piza w naszej głowie ułożyła plan jedynie na Krzywą Wieżę. Upał wtedy już wzrastał. Z pozytywów parking był najtańszy bo 0,75 euro za godzinę, toaleta co łaska. Jednak przy samej wieży tłumy, tłumy, tłumy. Zabytki te piękne, upał niemiłosierny, krany liczne tak samo jak murzyni sprzedający chińsczyznę, pyszne lody - czas nad morze, a o tym już następnym razem! :)




















Komentarze

Popularne posty