4 miesiące jak jeden dzień!

Po długiej przerwie powracamy, ale co to za powrót?

Na bieżąco niezmiennie prowadzimy nasz funapage'e, na który serdecznie Was zapraszamy - tutaj
Jednak mamy nadzieję, powrócić regularnie i tutaj. Jednym z powodów jest powiększenie naszego grona.

Powód ten był zwolnieniem tempa z blogiem, ale dlaczego...będzie poniżej! :)
Jest jednak, także powodem powrotu, by dokumentować szczeniaczkowe życie!

PIXIE, z angielskiego Chochlik i Wróżka, która zaczarowała nasz świat i przeszkadza nam w nim skutecznie!





Pixia jest oczywiście pudelkiem, dodatkowo dzisiaj 4-miesięcznym! Taka mała okrągła rocznica.
Początki jak zawsze były trudne. Pewnego dnia z Grześkiem postanowiliśmy - tak, chcemy, aby nasz skład powiększył się o małego pudelka. Jednak los, lubi czasem płatać figle i tak stało się tym razem. Zabrakło dla nasz szczeniaczka.

Ciężko było poskładać myśli. Byłam nawet oglądać borderki - bo przecież "trener powinien coś osiągnąć, najlepiej z borderem". Pomimo całego szacunku i mojego uwielbienia do tych psów, nie poczułam w tamtej chwili tego czegoś,  co ukazało się po zobaczenia małych pcheł.

Tydzień później po odwiedzinach już szukaliśmy imion. Miało być na K, ale jednak zostało rodowodowe, tak więc oficjalnie - Pixi Raciborski Puch, po domowemu Pixie.


Miesiąc temu miał również ukazać się post, bo rudy chochlik kończył 3 miesiące, jednak wtedy jeszcze nie wiedziałam co o niej napisać i pomysł umarł. Teraz jestem już bardziej pewna, że ją kocham, a nie że mam ochotę udusić i to pomimo, że jest większym psotnikiem niż była! :)

Pierwszy wspólny tydzień był okropny. Często najgorsza jest świadomość starszych psów, które wszystko umieją, wszystko rozumieją. Co gorsze Pixie... ona była wszędzie. Bałam się że z otwartej butelki wody również wyjdzie. Nigdy nie czułam  ulgi pójścia na cały dzień na uczelnie. Pojawiły się łzy, ale nie żalu z powodu wyboru. Nie. Nie żałowałam i nie żałuje.
Miałam po prostu dość i nie dlatego że ścierałam siki, czy że bawiłam szczeniaka i bawiłam się ze szczeniakiem. Pixie była i jest i pewnie będzie radioaktywna. Żywe...złoto, a raczej morela! ADHD w czystej postaci.

Najgorszy etap wspólnego życia był w momencie, kiedy wymagała pomocy w wejściu/zejściu z sof, schodów i innych tego typu rzeczy. Ciągły szczek, a gdy szczeniak usnął i była pozorna chwila relaksu - szłam do łazienki i był ponowny szczek. Zero czasu dla siebie, w zamian za to potworne zmęczenie.

NAJWAŻNIEJSZE - minęło. Świat został przewartościowany, a życie po weekendowo-uczelnianej rozłące zobaczyło światełko w tunelu - to pozytywne oczywiście!

Plan był gotowy - niech się bawi, będzie dzieckiem, mało nauki, wiele zabawy. Po tygodniu plan został przewartościowany i wzięłyśmy się za spożytkowanie tej energii w różny sposób.

Rozwiązaniem były długie spacery, bo 1,5km okazało się za krótko, ćwiczenia na piłkach i sztuczki, bo agilitek nie ćwiczymy i jeszcze minie trochę czasu, zanim postawimy pierwsze kroki w tym sporcie!
Nie zmienia to jednak faktu, że już teraz Pixie kocha tunele i te krótkie i dlugie i proste i zakręcone. Sama jest biega jak rozkładam tor i za psami, oczywiście również. Pokonuje je gdy inne psy biegają, lub gdy ona ucieka innym! :)

Jaka jest? Jest taka jaka powinna być. Jest psem, z którym lubię żyć! Wyobrażam sobie żyć! W każdej chwili chce być prymuską, najlepszym pieskiem w teamie, mimo że najmłodszym. Uwielbia kontakt wzrokowy, buziaczki i przytulaski. Wariatka - dzień bez psiej głupawki jest dniem straconym. Kocha biegać i rozwijać prędkości pozwalające łapać wiatr we włosy!

Jest połączeniem moich psów, czyli mój psi ideał, chociaż wady są, jak zawsze - jednak przepracowujemy je na zalety! :)
Jest odważna jak Kohi, jest zawsze ze mną, uwielbia przytulanie, z drugiej strony jest wredna i uparta jak Kropka.
Jest pracoholikiem, nie wyobraża sobie nic nie robić.
Jest życiowym motto jest podobać się mi!
Tutaj mamy na przykład mały problem. Kocham spacery, na których psy reagują tylko na moje "do mnie". Wtedy mam chwile relaksu, one chwile dla siebie w krzakach czy mysich norach.

Pixie wchodzi w mój relaks całą sobą. Idzie krok w krok za mną. Dla przypomnienia zrównuje się ze mną z prawej lub lewej strony ściągając mój wzrok. Gdy to nie działa, "przybija piątki" z tyłu moich nóg co krok.



Chodzi głownie bez smyczy - bo jest. Po prostu "jest" i to zadanie od początku wykonuje bezbłędnie, bo tyle tylko od niej wymagam!

Ciekawi Was jak dalej będzie? Mnie też! Ale już wiem, że będzie ciekawie. Jak każdy popełnię błędy. Jednak nie mogę doczekać się naszego wspólnego życia w każdym zakresie!

Po więcej naszych psio-ludzko-zawodowych historii, oczywiście zaglądajcie na nasz blog! :)

Jestem także otwarta na tematy - jeśli jest coś o czym chcecie poczytać "moim okiem", piszcie!


zdj. Iza Łysoń Arts! :)


Komentarze

Popularne posty